Przechodniu, powiedz światu, jak się mylił
Niech prezydent Warszawy jak najprędzej wyznaczy miejsce, w którym będzie mógł stanąć pomnik. I niech będzie to miejsce na miarę tragedii Katynia i Smoleńska – wzywa senator PO.
W obliczu tragedii narodowej, jaką była katastrofa samolotu prezydenckiego, w kwietniu tego roku w „Rzeczpospolitej” („Pochopna decyzja i chybiony komentarz”, 16 kwietnia 2010 r.) wyraziłem przekonanie, iż Polacy – wcześniej porażeni dramatem stanu wojennego, tragiczną śmiercią ks. Jerzego Popiełuszki i traumą związaną z odejściem do Boga Ojca Jana Pawła II – poradzą sobie także z tragedią smoleńską.
Głos uzasadniony
Niestety, demonstracje i spory pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, a także w innych miejscowościach, wylały się poza normalne reakcje, zwłaszcza że były i są podsycane przez wezwania wielu polityków – wśród których jedyny moralnie uzasadniony może być głos Jarosława Kaczyńskiego. W kraju, w którym poważnej dyskusji wymagają dramatyczne problemy Polaków – choćby los powodzian i porzucanych dzieci, przyszłość młodego pokolenia, obecnie niemającego szans na rozwój – debatę publiczną zdominowały losy krzyża stojącego przed Pałacem Prezydenckim.
W tej sytuacji za usprawiedliwione uważam zabranie głosu ponownie.
Odrzucam pogląd, zgodnie z którym tragedia smoleńska to co prawda tragiczny w rozmiarach, ale tylko zwykły wypadek lotniczy. Lecz odrzucam też stanowisko, które prowadzi do budowania wokół tragedii mitycznych pomników narodowego cierpiętnictwa.
Jestem inżynierem, więc w kwestii przyczyn katastrofy wolę zdać się na raporty specjalistów. Dlatego drażnią mnie pojawiające się spiskowe teorie, zwłaszcza jeśli powielają je media żerujące na rozpalaniu emocji, przywoływaniu tragicznych obrazów i snuciu coraz bardziej karkołomnych hipotez.
Symboliczna mogiła
Już w kwietniu przekonywałem, że smoleńska tragedia ma tak szeroki kontekst, iż pamięć o niej powinna zostać utrwalona w formie symbolicznego pomnika-mauzoleum. Nie jestem architektem, jednak przyznaję sobie prawo do zabrania głosu w tej sprawie, jako że po 10 kwietnia – wraz z przedstawicielami przeciwnej opcji politycznej – wspólnie przeżywałem tę smoleńską tragedię. Wraz z senatorem PiS składaliśmy kwiaty przed siedzibą zmarłego prezydenta, a inspiracją do tego gestu nie był stojący tam krzyż, ale zwykła ludzka niemożność poradzenia sobie z rozmiarem dramatu.
Poczucie wspólnoty z innymi ludźmi – różniącymi się często od nas poglądami, ale będącymi naszymi rodakami – było naszym sposobem na traumę. Wiem, że gdyby do Smoleńska było bliżej, to właśnie tam pojechalibyśmy, aby być razem z naszymi tragicznie zmarłymi.
Mimo wszystkich różnic podzielaliśmy przekonanie, że ta tragiczna podróż jednocześnie okazała się heroiczną, gdyż rozświetliła mrok katyńskiej mogiły. Świat wcześniej nie chciał znać o niej prawdy. Milczeli o Katyniu sojusznicy wojenni. Polacy za cenę prześladowań przebijali się przez mur milczenia, ale to dopiero dramat z 10 kwietnia obnażył ucieczkę świata od prawdy. I dlatego właśnie uważam, że wymiar tej tragedii przekracza wymiar zwyczajnej lotniczej katastrofy. Tragedia smoleńska przypomniała wszystkim o zbrodni ludobójstwa i stała się przestrogą, by zbytnio nie dowierzać pozornym prawdom, nawet gdy głoszą je możni tego świata.
Stąd moja wizja pomnika. Pomnika z otwartą symboliczną mogiłą katyńską, którą oświetla i rozświetla 96 pochylonych nad nią kolumn. Być może z inskrypcją: „Przechodniu, powiedz światu, jak się mylił”.
Sprawa narodowa
Zwracam się z prośbą do pani prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz. Niech Pani jak najprędzej wyznaczy godne miejsce, w którym będzie mógł w stolicy stanąć taki pomnik. Niech będzie to miejsce na miarę tragedii Katynia i Smoleńska.
W trakcie rozszalałej debaty pod krzyżem przy siedzibie prezydenta Polski padają postulaty: niech Komorowski zbuduje pomnik, niech zrobi to, niech zrobi tamto... Nie, Drodzy Rodacy. Prezydent Komorowski już zrobił to, co powinien. Sprawa katyńsko-smoleńska zaś to sprawa narodowa. Dlatego my, naród, sami zbudujmy naszym bliskim pomnik.
Autor jest senatorem Platformy Obywatelskiej, w latach 80. był liderem bydgoskiej „Solidarności”
Rzeczpospolita 16 sierpnia 2010 nr 190 (8701)