Ustawa o IPN w Senacie
Przygotowana przez PO nowelizacja ustawy z dnia 18 grudnia 1998, która uzyskała większość głosów w Sejmie, zakłada trzy poważne zmiany:
1. Ustawa w miejsce dzisiejszego 11. osobowego kolegium powołuje 9. osobową Radę IPN. Ma ona między innymi rekomendować kierunki działania IPN oraz opiniować powoływanie i odwoływanie szefów pionów instytutu. Członkiem rady będzie mogła zostać jedynie osoba z tytułem z nauk prawnych lub humanistycznych.
2. Prezesa IPN powoływać i odwoływać będzie Sejm zwykłą większością głosów. Dotychczas do przeprowadzenia zmian na fotelu szefa IPN potrzebna była większość 3/5 głosów.
3. Kandydatów do Rady IPN będzie wskazywać Zgromadzenie Elektorów, wyłaniane przez uczelnie i Instytuty Historii i Studiów Politycznych PAN.
Fragmety wystąpienia Senatora Jana Rulewskiego na 52. posiedzeniu Senatu w dniu 8 kwietnia 2010 r. dotyczące Ustawy o IPN:
Ja myślę, że wszyscy jesteśmy sobą. Wszyscy podlegamy, Panie Marszałku, Wysoka Izbo, tym samym reakcjom i emocjom. I myślę, że istnieje obiektywna przesłanka usprawiedliwiająca te emocje, taka mianowicie, iż my toczymy tu spory, dyskusje czy nawet porozumiewamy się dlatego, że IPN zajmuje się historią, opisem, ewidencjonowaniem dokumentów o ludziach żywych. Ludzie żywi nie są tylko garnkami do sklejenia. Sejm uznał, (…) że IPN ma być instytutem od najnowszej historii PRL. W związku z tym skoncentrował swoje zadanie na ukształtowaniu takiej struktury IPN, która rozmija się z ustawowymi zadaniami IPN.
Przypomnijmy zatem, jakie one są. Pierwsze z nich to przede wszystkim ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie, opracowywanie, zabezpieczanie, udostępnianie i publikowanie dokumentów organów bezpieczeństwa państwa. Drugie to ściganie zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. Trzecie to ochrona tych danych. Czwarte - prowadzenie działań w zakresie edukacji publicznej. I piąte - lustracja. Wszystko to nie ma zatem nic wspólnego z tradycyjnym pojęciem instytutu.
Gdyby to był instytut historyczny, byłoby oczywiste, że tam powinni zasiadać fachowcy od historii. Ale zadania IPN, jak zwróciłem tu uwagę, są znacznie szersze. A skoro dobieramy do Rady Instytutu Pamięci Narodowej specjalistów, skoro popieramy merytokrację, to pytam, dlaczego w radzie nie ma pedagogów. Jednym z jej zadań, kto wie, czy nie najważniejszym, jest przecież edukacja publiczna, w olbrzymim zakresie przez IPN wykonywana. Jeśli tak, to cała ta filozofia, ta struktura, ten monstrualny, powiedziałbym, porządek powoływania członków Rady Instytutu Pamięci Narodowej jest chybiony, ponieważ opiera się wyłącznie na powołaniu fachowców z zakresu historii.
Uważam zatem, (…) że pomijanie przy wyborze do rady innych osób jest, zgadzam się tu z rzecznikiem praw obywatelskich, ograniczaniem wpływu tych wszystkich, którzy żyją dzisiaj, a byli podmiotami tej historii. Inaczej patrzy na nas, ojców czy dziadków, na nasze dokonania, młodzież i my też kiedyś spoglądaliśmy inaczej na dokonania naszych poprzedników. Pytanie zatem, czy rada, która składałaby się na przykład z bardzo młodych historyków, byłaby w stanie określić doświadczenia pokolenia, które musiało się nierzadko uginać jak trzcina po to, żeby uzyskać większą skuteczność.
Z tej racji namawiam wszystkich, zwłaszcza moich kolegów, żeby rozstali się jednak z tą skomplikowaną procedurą. Inny jeszcze zarzut dotyczy odpolitycznienia. Gdyby nawet przyjąć to rozwiązanie pod hasłem odpolitycznienia, to dlaczego, pytam, efektem końcowym powołania jest jednak ingerencja władz politycznych: Sejmu, Senatu, Prezydenta? Czyli to będzie nominacja polityczna, bo od tego nie ma ucieczki. Pytam twórców, dlaczego nie skończyli procesu kształtowania władz do szczebla prezesa instytutu na nominacji bądź przedstawianiu na przykład prezydentowi osoby przez siebie wskazanej. Uznałbym wtedy, że władze instytutu są wyłonione w następstwie procesu wyborczego przeprowadzanego przez samych naukowców. Tego w ostatniej fazie nie ma, w połowie procesu wchodzą politycy i oni kształtują radę.
Następna sprawa. Są zagrożenia upolitycznieniem, ja uważam, że jeszcze gorsze, bo o charakterze towarzyskim. Co się bowiem stanie wtedy, gdy wszyscy kandydaci do rady czy na prezesa będą mieli równe szanse, bardzo będą chcieli pracować, w dobrej wierze być prezesami czy członkami rady? Otóż będą starali się o przychylność władz politycznych nawet wtedy, gdy będą mieli inne poglądy. Będą chcieli być prezesami, wobec tego pojawi się zjawisko, które zbliży nas do politycznej korupcji.
Jest jeszcze jedno zagadnienie: monstrualna konstrukcja wyborcza. Chciałbym zapytać wszystkich tu obecnych, czy możliwe jest zapanowanie nad taką złożoną strukturą, w której członków rady wybiera się aż na trzech etapach. Najpierw rada wybiera elektorów, elektorzy wybierają kandydatów na członków rady, następnie Sejm wybiera członków rady i dopiero ta rada uruchamia czwarty stopień, czyli wybór prezesa. Monstrualna, nigdzie chyba niestosowana, struktura wyborcza. Przy czym w ustawie nie zaplanowano niestety, kto będzie rozpatrywał spory, jak to będzie przebiegało, kto będzie proponował kandydatów, kto będzie od odwoływania. Trzeba by do tego powołać specjalną państwową komisję wyborczą.
Ponieważ są to wybory nie tylko ciała doradczego, ale wybory ciała sprawującego władzę, życie polityczne rzeczywiście wejdzie do uczelni pełną gębą. Nam nie chodzi przecież o to, żeby uczelnie podzieliły się ze względu na orientację polityczną, a już się podzieliły, o czym świadczy przykład Uniwersytetu Adama Mickiewicza, gdzie profesorowie gremialnie wypowiedzieli się przeciwko tym zmianom. Chcąc tego uniknąć, chcąc, żeby uniwersytety były miejscem naukowej refleksji nie zaś barykadą polityczną, proponuję zrezygnować z tych zapisów. Dziękuję bardzo. (Oklaski)
Pełne wystąpienie Senatora (str. 56) tutaj
Senator Jan Rulewski o przebiegu obrad w Polskim Radio Parlamentarnym
Wywiad z Senatorem dla Rzeczpospolitej