Wystąpienie na temat "Umowy o stacjonowaniu wojsk amerykańskich w Polsce"
Muszę się przyznać do osamotnienia, ale nie mogę się jemu poddać. Oto wraz z ratyfikacją umowy o wprowadzeniu do Polski, wprawdzie przyjacielskich, ale jednak obcych wojsk, zarówno w parlamencie jak i poza nim, nie toczyły się praktycznie żadne ważne debaty.
W tym czasie demokratyczne media poświęciły więcej uwagi menu restauracyjnemu w Pędzącym Króliku - niż nowej w stosunkach europejskich, znacznie ważniejszej dla Polski - karcie.
Oto w 17. rocznicę wyprowadzenia wojsk radzieckich z Polski, traktowanej jako koniec okupacji w Polsce, a zarazem jako kolejny wyłom w europejskiej żelaznej kurtynie, zaprosiliśmy przyjaciół do symbolicznego wprawdzie, ale jednak zauważalnego przez cały świat uczestnictwa wojska amerykańskich. Dodajmy, na czas nieokreślony.
Pozwolę sobie na wtręt, będący udziałem człowieka który kochał i kocha Amerykę, a to coś znacznie więcej niż lojalność lub wspólne interesy.
Otóż wraz z kolegami płakaliśmy, gdy osamotniona Ameryka opuszczała Południowy Wietnam, oddając pola barbarzyńcom Vietcongu. Mimo, że byliśmy chłopcami, już wówczas wiedzieliśmy więcej niż wytrawni politycy z Europy. Wiedzieliśmy, że imperium zła zwycięża, a nawet się wzmacnia przyjmując nie tylko rosyjskie wąsy.
Oczywiście, noszę w sobie inne znamiona amerykańskiej obecności w Polsce i na świecie. Wciąż widzę w Białym Domu świeczkę, zapaloną dla nas, internowanych w Strzebielinku.
Tak, wierzę w Amerykę, gdy walcząc niosła i niesie wolność innym. Gdy wymyślając Internet czy telewizję satelitarną buduje światową i wolną wioskę.
Ale, nie każda postać Ameryki spełnia te oczekiwania. Ameryka administracji prezydenta Busha, to porzucenie wartości na rzecz skuteczności.
W szczególności w Iraku, gdzie obiecane: wolność, dobrobyt, demokracja, jakże cenne dla każdego, sprowadzono do brudnej wojny przy pomocy płatnych najemników, ekscytujących pokazów medialnych, naruszania godności upokorzonych przeciwników, cenzury steków kłamstw o stabilizacji, tortur. Słowem, wbrew protestom szerokiej opinii publicznej doprowadzono do katastrofy cywilizacyjnej całego Narodu Irackiego.
Niestety, wciągnięto do tego również Polskę. Wszystkie ekipy polityczne a zwłaszcza prezydent Aleksander Kwaśniewski już upajali się paradą zwycięstwa w Bagdadzie. Mój bliski i znaczący kolega polityczny z Bydgoszczy obiecywał nawet pola naftowe w Mosulu. Poseł-minister Janusz Zemke, choć to cywil paradował w bojowym mundurze, wyborcom obiecując premie za produkcję bomb i min.
Na szczęście opuściliśmy Irak, choć przegrani, biedniejsi i potłuczeni wewnętrznie oraz dodajmy, ignorujący apele naszego Papieża. Wierzę, że nie powtórzy się to w Afganistanie, gdzie spełniamy funkcje w ramach zobowiązań NATO. Oby...
W okresie prezydentury Busha, Polska na własne życzenie przyjęła propozycję instalacji antyrakiet. Dziwna i niesprawdzona broń wywołała w Rosji histerię. Szwedzi, Słowacy i Ukraińcy poczuli się tym dotknięci. Słusznie, bo kto chce żyć u boku państwa frontowego lub w cieniu krążownika.
Wydaje mi się, iż hasło skuteczności, polegające na staniu u boku wielkiego mocarstwa, już na zawsze przebiło się do świadomości Polaków.
Uznaje się, iż antyrakiety to dodatkowa polisa bezpieczeństwa, w dodatku bezpłatna. Piszę te słowa mimo, że nie należę do bractwa białej flagi.
A to nieprawda. Już płacimy, gdy Rosjanie z natowskimi Niemcami prowadzą gazociąg poza Polską. Skromnie biorąc to utrata 1 mld zł. Mówi się, że antyrakiety nic nie kosztują. Ale ich zabezpieczenie wywiadowcze i ewentualne napięcia będą kosztowały. Nikt też nie mówi o utraconych korzyściach. Pomijam już to, o co walczy część Europy, w tym Polska, mianowicie bezpieczeństwo energetyczne. Brakuje mi w bilansie utraconych zysków, jakie Polska uzyskałaby z otwarcia na Wschód, budując filozofię państwa sąsiedzkiego. Oblicza się, że tylko z samego otwarcia granic na zachód PKB w Polsce wzrosło o 12 %. 150 $ dla każdego Polaka. Niechby sąsiedztwo z Rosją dało 1/3 tego, to byłoby to co roku 50 $ .
Tyle nas Polaków kosztuje wygodnictwo polityków porażonych serwilizmem politycznym wobec Ameryki. A przecież :
- większość z nas biła się o traktat lizboński w poczuciu wzmocnienia europejskiego bezpieczeństwa;
- wcześniej uważaliśmy, że NATO, inwestycje kapitałowe są najlepsza polisą bezpieczeństwa dla Polski;
- w Szczecinie funkcjonuje Europejski Korpus Bezpieczeństwa. Mówi się o poszerzeniu sił operacyjnych;
- buduje się europejskie myśliwce transportowce, śmigłowce, rakiety balistyczne;
- zapomina się, że podatnik amerykański nie chce płacić na bogatą Europę, zwłaszcza gdy doskwiera mu kryzys.
Wreszcie najważniejsze. Każdy amerykański prezydent stoi na straży bezpieczeństwa USA, gdyż tego właśnie żąda amerykański podatnik.
Może się zatem zdarzyć niespójność polskich i amerykańskich interesów. Zwłaszcza, gdy interesom światowego mocarstwa staną na wskroś problemy Polski.
Tę jałtańską lekcję zresztą już przerobiliśmy. A antyrakiety właśnie temu służą. Dzisiaj instalowane dla rozszerzenia linii obrony Ameryki, jutro w obliczu innych układów z Rosją mogą być demontowane. Ale czy demontaż żelastwa i elektroniki przywróci dobrosąsiedzkie stosunki z Rosją?!
Trzeba tez pamiętać, że po obaleniu muru berlińskiego i implozji imperium rosyjskiego Europa chwyciła rozwojowy oddech. Odbudowuje zaplecze surowcowe, zerwane więzi i prawie cała układa sobie stosunki handlowe z Rosją. Polska jest hamulcowym tego procesu, a jej polityka niezrozumiała. A Rosjanie, chyba dlatego właśnie zepchnęli nas na bocznicę.
A przecież Polska ma wszelkie warunki, wydaje się nawet, że o to bili się nasi ojcowie i dziadowie byśmy przestali wreszcie płacić krwią i pieniędzmi za filozofię państwa frontowego, kolejną wersję przedmurza chrześcijaństwa.
Moim pragnieniem i przekonaniem jest miejsce Polski jako łącznika Europy!
Tak się stało, że jednocześnie minister Mkołaj Dowgielewicz omawiał prezydencję szwedzką. Na moje pytanie o poruszane tam sprawy bezpieczeństwa europejskiego odrzekł, że Szwecji - państwu nie przynależącemu do NATO - nie wypada o tym mówić. A więc to jest Szwedzka racja stanu, a więc to jest ich polityka obronna. Bez obcych baz, ale z czułymi słówkami. Na Szwecji skończę, gdyż stamtąd blisko do Finlandii gdzie jeszcze taniej i lepiej rozwiązują obecność wielkiego i groźnego sąsiada.
Jan Rulewski
Warszawa, Senat 17.02.2010 r