Wystąpienie podczas VII posiedzenia Senatu odnośnie obowiązku szkolnego dla sześciolatków
Podczas VII 31 grudnia 2015 r. Izba debatowała nad ustawą o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw, wywodzącą się z przedłożenia poselskiego. Nowelizacja znosi obowiązek szkolny dla sześciolatków i przedszkolny dla pięciolatków. Dzieci będą obowiązkowo rozpoczynać naukę w wieku siedmiu lat, po rocznym obowiązkowym wychowaniu przedszkolnym w wieku sześciu lat. Na wniosek rodziców naukę w szkole podstawowej będzie mogło rozpocząć także dziecko sześcioletnie. Warunkiem będzie odbycie rocznego przygotowania przedszkolnego albo przedstawienie opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej o możliwości rozpoczęcia przez dziecko nauki w szkole. Jednocześnie rodzice będą mogli do 31 sierpnia w roku kalendarzowym, w którym dziecko kończy siedem lat, wystąpić do dyrektora szkoły z wnioskiem o odroczenie rozpoczęcia przez ich dziecko nauki, pomimo osiągnięcia przez nie wieku, w którym powinno obowiązkowo pójść do szkoły. W nowelizacji znalazły się też przepisy szczególne dla dzieci z lat 2008-2009. Dzieci urodzone w 2009 r., które rozpoczęły naukę jako sześciolatki w roku szkolnym 2015/2016, będą mogły, na wniosek rodziców złożony do 31 marca 2016 r., kontynuować naukę w pierwszej klasie w kolejnym roku.
Mój głos w dyskusji:
Senator Jan Rulewski:
Pani Marszałek! Wysoka Izbo!
Niewątpliwie wobec tematu dzisiejszej dyskusji opinie państwa, pań i panów senatorów, przynajmniej na tej sali są podzielone, a jeśli dodamy jeszcze wystąpienie pani minister – szkoda, że jej tu nie ma, bo chcę jej podziękować za pewną rzeczowość – to są jeszcze bardziej podzielone, bo zawierają się w przestrzeni, którą niejako uruchomił pan profesor Żaryn, posługując się w swojej argumentacji odniesieniem do polskiej tradycji. Nie jedynej zresztą, prawda? No, Panie Senatorze, chciałbym zwrócić panu uwagę, że ja jestem Polakiem, który ma już tyle lat, ile ma, i to upoważnia go do tego, żeby mówić o polskiej tradycji. Otóż tradycję Jana Rulewskiego w zakresie nauki poprzedzała postawa jego matki – mojej matki, która skończyła 4 klasy szkoły podstawowej wiejskiej. Niedawno, jeszcze w II Rzeczypospolitej. Czy to była tradycja? Czy to była tradycja, żeby tylko 4 lata chodzić do szkoły podstawowej? Ale na tyle była rozsądna, żeby powiedzieć Jasiowi: „Ty się ucz więcej niż ja, żebyś nie pasł krów tak jak ja”. Czy może tą tradycją jest to, co było później, to, że młodzież kończyła szkoły – mówię już o niesławnej PRL – w bardzo pionierskich warunkach, żeby nie powiedzieć: okrojonych, by uciec od tej złej, przedwojennej przeszłości? Czy też tą tradycją jest obecny pęd młodzieży do pozostawania w szkołach i wyższych uczelniach? Nie wiem zatem, do której tradycji pan się odwołuje. A jeszcze inaczej wypowiedziała się pani minister, która przecież nie mówiła o tradycji, nie wspominała i nie podkreślała wagi pańskiego wystąpienia, nie mówiła, że należy rozpoczynać szkołę w wieku 6 lat, tylko mówiła o realiach. Ja myślę, że to, co ona powiedziała, jest kwintesencją dzisiejszej dyskusji – te realia. To jest prawda, że istnieją – coraz bardziej ograniczone – obawy rodziców, czy przedwczesne pójście do źle przygotowanej szkoły nie wywoła falstartu pedagogicznego i czy młodzież nie nabawi się z tego powodu kompleksów. To jest prawda. Platforma Obywatelska po tym przedwczesnym starcie rzeczywiście wyciągnęła wnioski i proces dochodzenia do wieku 6 lat, o którym tutaj mowa, jako podstawowego, wszakże nie bezwzględnego, uwarunkowywała jednak koniecznością rozłożenia tego, że tak powiem, na raty wiekowe. Dzisiaj w regionie, w którym ja przynajmniej miałem okazję sprawdzać postępy w tym zakresie, zaledwie parę procent, zaledwie 6% czy 8% rodziców uważa, że dzieci nie są przygotowani do tej swoistej rewolucji. Niemniej jednak samorządy potwierdzają bardzo dobre przygotowanie się do realizacji tejże ustawy.
Państwo jeszcze posługują się argumentem: wyborcy tak zadecydowali. Już tutaj wcześniej powiedziano, że spośród 27 milionów potencjalnych wyborców rzeczywiście milion plus, powiedzmy, jeszcze ich stronnicy, czyli rodzina, więc może 2–3 miliony ludzi złożyło podpis, że widzi ten problem inaczej. Trzeba to też szanować. Może właśnie doświadczenia niektórych szkół, nieprzygotowanie niektórych samorządów lub niemożność ich przygotowania spowodowało takie reakcje. Zgadza się. Ale czy to jest podstawa do tego, żeby zarzucać nam inne widzenie rodziny, żeby nas odgradzać od Europy, Panie Profesorze Żaryn, czy też wręcz fałszować konstytucję, która przecież nakłada np. inny warunek dotyczący nauki w postaci obowiązku, jeśli chodzi o 18 lat? Nikt nie pyta rodziców i nie ma dyskusji na temat tego, jak długo dziecko ma pozostawać w szkole. No właśnie.
Powiem szczerze, że w tej dyskusji od wielu lat brakuje rozmowy na temat zarządzania czasem dzieci i młodzieży; to taki brzydki termin. Państwo Elbanowscy przemówili do mnie argumentem zupełnie innym niż pan, Panie Profesorze, mianowicie takim, że wcześniejsze pójście do szkoły to jest zabieranie dzieciństwa. Jak najbardziej, to jest zabieranie dzieciństwa, tego wolnego, swobodnego czasu radości przy matce i ojcu. Marzy mi się to… Ja też chciałbym – wbrew temu, co mówiła moja matka, którą szanowałem – jak najdłużej grać w piłkę, a nie chodzić do szkoły. Tylko nie ja tworzę warunki cywilizacyjne i nie ja byłbym w stanie dokonywać wobec swoich dzieci realizacji innych przekonań, niż to robiła moja matka. Otóż w Polsce nie gospodaruje się czasem dzieci i młodzieży. Państwo w swojej propozycji mówicie i skupiacie swoją uwagę na wieku rozpoczęcia nauki, ale nie zastanawiacie się – pan profesor Żaryn mi obiecał odpowiedź na to pytanie – dlaczego polska młodzież tak długo przebywa w ławkach szkolnych. Według państwa, zgodnie z państwa rozwiązaniem młodzież w wieku 19 lat uzyska status… chciałbym powiedzieć maturalny, ale okazuje się, że to jest tylko świadectwo dojrzałości. Dawniej matura oznaczała pewien status, dziś to jest tylko dokument. Plus jeszcze 5 lat studiów… A to oznacza, że ojcowie, matki, dojrzali ludzie, którzy eksplodują pomysłowością – to jest polska cecha – inwencją, nawet powiedziałbym taką daleko idącą improwizacją, wręcz naiwnym podejściem do życia, jakże potrzebnym, żeby szarżować na różne przeszkody… Ta młodzież jest zmuszana przebywać w ławkach. I zgodnie z państwa wyborem, za waszym wskazaniem będzie przebywała w ławkach dłużej, będzie przebywała w ławkach dłużej o rok. A to oznacza stratę dla tych młodych ludzi, bo oni nie będą mogli być dojrzali, nie będą mogli swojej dojrzałości praktycznie wykorzystywać w życiu, w życiu zarobkowym czy rodzinnym, w tym być może w swoich wojażach, na podbój świata… Nie gospodaruje się również – i to nie jest tylko moja ocena – pobytem dziecka w szkołach. Okazuje się, że jeśli weźmie się pod uwagę rok kalendarzowy, to właściwie połowa tego okresu pobytu w szkołach – bo szkoła trwa jednak przez cały rok – przeznaczona jest na zajęcia inne niż nauka. I mówmy o nich. Oczywiście są ferie, oczywiście są rekolekcje – mimo że nauka religii jest co tydzień – oczywiście są dni sprzątania Ziemi, są wycieczki… Ja nie mam nic przeciwko wycieczkom, ale one są tylko po to, żeby w szkole było cicho, bo tam, jeśli są połączone szkoły, trzynastu z gimnazjum zdaje egzamin testowy. Oczywiście obchodzi się święta – ja tu już nie wspominam, żeby nie zrażać środowiska nauczycielskiego… I oczywiście kończy się rok szkolny, ale nie tak, jak mówi rozporządzenie, które już usiłowano procedować, tylko kończy się go dużo przed oficjalnym zakończeniem roku szkolnego. I mało zwraca się uwagę na to, że to wszystko to jest właśnie okradanie młodzieży i dzieci z ich dojrzałości i z dzieciństwa. Ale takiej refleksji ja u państwa nie widzę – widzę forsowną filozofię: my realizujemy wyborcze przesłanie.
Padały tu argumenty: Polska, rodzice, ci, co byli za – i ci, co byli przeciw, ale w większej mierze ci będący za – a także szkoły, samorządy, powiedziałbym nawet, że cała wspólnota polska, wszyscy wnieśli niemały kapitał, żeby szkoła zastartowała sześciolatkami, choć towarzyszyły temu napięcia. A państwo chcecie to jedną ustawą, niemalże jednym zapisem, przekreślić.
Wobec tego, szanując wątpliwości rodziców, uwzględniając być może nie najlepsze przygotowanie szkół, a także dążąc do kompromisu, proponuję, żeby ta rozpatrywana dziś ustawa – w której teraz następuje niemalże finał, czyli prawie 90% dzieci obejmie ten obowiązek, a więc będziemy mieli okazję przećwiczyć to we wszystkich aspektach, nie tylko na małej próbce – weszła w życie dopiero za rok.
I proszę o tę wspomnianą refleksję, refleksję nie tylko nad programem wyborczym, ale także nad dziećmi i młodzieżą, jak również nad tą większością, która posłała swoje dzieci do szkoły i teraz oczekuje, że ich dziecko zakończy naukę w ławce tak, jak trzeba, czyli jeszcze jako dziewczyna lub chłopak, a nie jako dojrzały tatuś z brzuszkiem. Dziękuję bardzo.